Moje chrześcijaństwo

Zdefiniowanie pojęcia „chrześcijaństwo” jest dosyć trudne. Moja osobista definicja to: Chrześcijaństwo jest indywidualnym i świadomym wyborem życia w Bożej obecności już teraz i z konsekwencjami na wieczność.

Nie będę się zajmował w tym tekście szukaniem odpowiedzi na pytanie: Co to jest chrześcijaństwo? Spróbuję poszukać odpowiedzi na pytanie: Czym jest lub może czym jeszcze nie jest, ale powinno być moje chrześcijaństwo? Będzie to rodzaj opisu mojego osobistego pojmowania chrześcijaństwa.

A ty, drogi czytelniku, jeśli zechcesz przeczytać ten tekst do końca, to spróbuj poszukać odpowiedzi na pytanie: Czym jest lub może czym nie jest, lecz powinno być twoje chrześcijaństwo? Zróbmy to szczerze, otwórzmy się na Boży głos, gdy będziemy sobie odpowiadać na zadane dzisiaj pytania. Otwórzmy swoje fizyczne oraz duchowe oczy i uszy.

Przepraszam, że posłużę się w tym miejscu pewnym zasłyszanym żartem sytuacyjnym. Osoba nieświadoma tego, że człowiek obok niej jest niewidomy, zwraca się do niego: Czy możesz się przesunąć? Na to odpowiada niewidomy: Oczywiście, nie widzę przeszkód … . Naturalnie, zabawna w tej sytuacji może być tylko gra słów, ale w sentencji tego żartu i z logicznego punktu widzenia są tylko cztery możliwości:

1. Można widzieć przeszkody i iść naprzód.
Takie postepowanie można nazwać: „iść w wierze” mimo niesprzyjających okoliczności.
2. Można nie widzieć przeszkód i iść naprzód.
Wtedy można to raczej nazwać racjonalnym postępowaniem.
3. Można nie widzieć przeszkód i nie iść naprzód.
Nazwałbym to raczej lenistwem.
4. Można widzieć przeszkody i nie iść naprzód.
To może być strach, asekuranctwo lub wyraźny Boży zakaz.

Myślę, że idąc naszą osobistą drogą życia chrześcijańskiego, posługując się duchowym i fizycznym wzrokiem, w efekcie doświadczamy w różnym stopniu każdej z wymienionych wyżej możliwości. Jednak Panu Bogu podoba się wybór tej pierwszej możliwości, czyli widzieć przeszkody i mimo to iść naprzód w wierze.
(Heb 11:6): „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają.”

Chrześcijaństwo jest osobistym wyborem z konsekwencjami na wieczność, a nie tylko czasowym wyborem stylu życia. Jednak jest ono postrzegane przez innych ludzi przez pryzmat tego, jacy są poszczególni, najbliżsi tym ludziom chrześcijanie. W Dziejach Apostolskich napotykamy interesujący werset.
(Dz 11:26): „W Antiochii też nazwano po raz pierwszy uczniów chrześcijanami.”

Zasadą wynikającą z tego fragmentu jest to, że musisz być uczniem i naśladowcą Chrystusa, żeby nazwano cię chrześcijaninem. Nie jest istotne, czy nazywasz siebie chrześcijaninem lub tak nazywają cię inni chrześcijanie. Istotne jest to, że powinieneś zostać nazwany chrześcijaninem przez kogoś, kto nim nie jest.

Musi być coś w naszym życiu, co odróżnia nas jako chrześcijan. Nawet jeśli to coś w oczach oceniającego jest negatywne, bo odstajemy od innych, odmawiając zrobić coś, co robi większość lub przeciwnie robimy coś, czego inni nie robią.

Jedno z dynamicznych tłumaczeń z oryginału greckiego ostatniego fragmentu mówi, że uczniów nazwano „małymi Chrystusami”. W innym miejscu Nowego Testamentu jest bardzo mocny fragment potwierdzający obserwację ludzi z Antiochii w stosunku do uczniów – chrześcijan.
(Jan 10:34): „Odpowiedział im Jezus: Czyż w zakonie waszym nie jest napisane: Ja rzekłem: Bogami jesteście?”

Werset, na który powołuje się Chrystus pochodzi z Księgi Psalmów.
(Ps 82:6): „Rzekłem: Wyście bogami. I wy wszyscy jesteście synami Najwyższego.” To bardzo mocne słowa. Jednak, czy pozostaną w naszym życiu tylko słowami Najwyższego?

Przyjrzyjmy się kontekstom geograficznemu i kulturowemu miejsca, gdzie nazwano uczniów „małymi Chrystusami”. Antiochia Syryjska – dzisiaj południowo-zachodnia Turcja, wtedy Królestwo Seleudzkie – terytorium podległe Imperium Rzymskiemu. W odróżnieniu od Antiochii Pizydyjskiej – dzisiaj zachodnia Turcja, pogranicze Azji Mniejszej i Europy. Antiochia była „bramą” do Azji Mniejszej. Dwie podróże misyjne apostoła Pawła skupiły się na zdobyciu dla Chrystusa Azji Mniejszej. Antiochia była dużym, czwartym co do wielkości, miastem w Imperium Rzymskim.

Były tam rozpowszechnione różne kulty pogańskie, w tym szczególnie greckiego bożka „Pan”. Drugim znanym miastem tego kultu była Cezarea Filipowa. Nic dziwnego, że była to „brama piekielna”, którą należało najpierw zdobyć, by pójść dalej – dlatego tam powstał pierwszy pogański zbór chrześcijański, który z czasem stał się centrum misyjnym na Azję, Arabię i dalej w kierunku Indii.

Dzisiaj, moglibyśmy powiedzieć, że przy zdobywaniu określonego regionu dla Chrystusa, powinniśmy się najpierw skupić na „bramach”, czyli kluczowych miastach tego regionu. Jednak, żeby być przydatnymi w takich misjach, musimy być „małymi Chrystusami”.

Nie zadawajmy sobie dzisiaj pytania: Co mam zrobić, by nazwano mnie „małym Chrystusem”? Zadajmy sobie raczej pytanie: Co zrobiłem, czy co mogę zrobić, by chrześcijaństwo ogarnęło całe moje życie, każdą dziedzinę mojego życia?

Chrześcijanie w Antiochii byli odróżniani dzięki świadectwu swojego przemienionego życia. Chrześcijaństwo nie jest tylko zbiorem doktryn zebranych i spisanych w Biblii, które trzeba znać i stosować w swoim życiu. Aby być postrzeganym jako „mały Chrystus”, nasze chrześcijaństwo musi być sposobem naszego życia.

Chrześcijaninem nie jesteśmy tylko w niedzielne przedpołudnie, czy jeden lub więcej wieczorów w tygodniu lub nawet przez kilka konferencyjnych dni. Chrześcijanami jesteśmy zawsze i wszędzie. To odróżnia nas jako chrześcijan.

Co odróżnia nas od innych ludzi poza zgromadzeniami chrześcijańskimi? To, co głosimy, chociaż niekoniecznie mówimy, całym swoim życiem. Więc, co głosimy swoim świadectwem życia? Czego nie wstydzimy się przed innymi ludźmi? Odpowiedź możemy znaleźć w poniższym fragmencie Bożego Słowa.
(Rz 1:16-20): „Albowiem nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy, najpierw Żyda, potem Greka, bo usprawiedliwienie Boże w niej bywa objawione, z wiary w wiarę, jak napisano: A sprawiedliwy z wiary żyć będzie. Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę. Ponieważ to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił. Bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem, tak iż nic nie mają na swoją obronę (…).”

W tym fragmencie możemy znaleźć precyzyjną definicję jedynej prawdziwej Ewangelii Chrystusowej. Ewangelia nie jest siłą argumentacji, ale jest zbawczą mocą Bożą przyjmowaną przez wiarę lub odrzucaną.

Musimy być zawsze i wszędzie gotowi, by świadczyć całym świadectwem swojego przemienionego życia.
(1Pio 3:15): „Lecz Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do obrony przed każdym, domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej.”

Wspaniale jest usłyszeć w czasie zwykłej rozmowy: „Lubię tu przychodzić, czuję tutaj jakiś pokój”. Lecz równie dobrze jest też usłyszeć: „Nie lubię już rozmawiać z tobą, bo czuję się z tym niewygodnie, co mówisz”. Bóg dał nam swojego Świętego Ducha i to nie my, ale On przekonuje o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. Oczywiście może wykorzystać do tego nas. Jednak nie możemy czuć się zniechęceni tym, że niektórzy odejdą od nas obrażeni. Od Jezusa też odchodzili.

Jeżeli głosimy pełną prawdę o Bogu, czyli że jest nie tylko miłosierny, ale wymagający w Swojej świętości, to musi nastąpić konfrontacja ludzkiej sprawiedliwości z Bożym prawem. Szczere skonfrontowanie z Ewangelią kończy się na dwa możliwe sposoby – przyjęcie lub odrzucenie Bożej sprawiedliwości.

Dwa pytania dla każdego z nas. Czym dla mnie jest chrześcijaństwo? Co sprawia, że uważam się za chrześcijanina? Poniżej kilka odpowiedzi na te pytania. Powiem szczerze, że każdą z nich uważałem za prawdziwą w różnych okresach mojego życia chrześcijańskiego!

I. Wychowanie chrześcijańskie.

Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie to się nie sprawdziło. Chrześcijański kraj, chrześcijańska rodzina, chrześcijański kościół tego nie gwarantują. Najlepsza tradycja chrześcijańska, nawet ta zielonoświątkowa, czy każda inna nie spowoduje postrzegania mnie jako chrześcijanina. W moim przypadku paradoksem może być, że kiedy regularnie byłem na zgromadzeniach, to zdarzało się, że z poczuciem przynależności do wspólnoty bywało różnie. Teraz staram się, żeby być na zgromadzeniach, ale mam pełne poczucie przynależności do Kościoła Pana Jezusa Chrystusa. Jednak Biblia mówi bardzo wyraźnie.
(Heb 10:24-25): „I baczmy jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków, nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża.”

II. Przestrzeganie zasad wyznania wiary chrześcijańskiej.

Chrześcijaństwo, czy mamy tego świadomość, czy nie, tworzy pewien system wartości. Czy się do tego przyznajemy, czy nie, to utożsamiamy się z jakimś wyznaniem wiary.

Niezbędną cechą osobistego chrześcijaństwa musi być ortodoksyjność. Oczywiście dobrze rozumiana ortodoksyjność. To określenie zostało wypaczone i ma dzisiaj raczej negatywne znaczenie. Dobrze pojęta ortodoksyjność chrześcijańska polega na tym, że w zakresie podstawowych biblijnych wartości, nie można zawierać kompromisów.

Przykład pochodzący ze świadectwa pewnego pastora. Chrześcijanin nie powinien bać się śmierci, bo śmierć dla nas jest zyskiem. Pewien wierzący człowiek zachorował na raka. Miał na utrzymaniu wieloosobową rodzinę. W obliczu śmierci był jednak sparaliżowany strachem o swoje niesamodzielne jeszcze dzieci. Skorzystał z pomocy duchowej człowieka, którego przysłał do niego Bóg, by złamać ducha strachu i ducha śmierci nad jego życiem. Bóg go uzdrowił. Może sytuacja, w której go Pan Bóg postawił nie sprzyjała okazaniu spektakularnej wiary i bezkompromisowości. Jednak dla wielu obserwatorów tej sytuacji, on i usługujący mu człowiek byli świadectwem chrześcijańskiej ortodoksyjności.

III. Prowadzenie dobrego życia i przestrzeganie zasad moralnych w świecie.

Można postrzegać bycie chrześcijaninem w wymiarze negatywnym. Jestem w prządku, bo jestem na NIE: nie palę, nie piję, nie zabijam, nie … . Można też postrzegać bycie chrześcijaninem w wymiarze pozytywnym. Jestem dobrym świadectwem życia chrześcijańskiego, bo jestem na TAK: pomagam, wspieram finansowo, organizuję coś … .

Znamy jednak ludzi, których uważało się za równie dobrych, np. Jacek Kuroń, Marek Kotański (przykłady z książki „Wzgardzeni, czy wybrani” Bogdana Olechnowicza).

Wielu z nas jest kierowcami, jak to ktoś, kiedyś żartobliwie określił: na kierowniczym stanowisku. Spróbujcie któregoś dnia, a najlepiej zawsze, wyobrazić sobie, że w samochodzie obok nas jedzie Jezus. To nie powinno być takie trudne, przecież On zawsze jest z nami. Jedźmy przy ograniczeniu prędkości do 30 km/h, z prędkością nie przekraczającą 30 km/h. Nie wyprzedzajmy tam, gdzie nie wolno wyprzedzać, itp. To nie jest takie proste, sam to wiem, bo sporo jeżdżę.

Testowałem któregoś dnia w ten sposób moją wyobraźnię, to był dla mnie bardzo dobry czas. Kilkanaście dni później otrzymałem pocztą zdjęcie i stanowczą prośbę o skontaktowanie się z posterunkiem Straży Miejskiej w pewnym mieście, przez które przejeżdżałem. No cóż, data i godzina wykonania tego zdjęcia przez fotoradar pokazała, że nie było to w dniu mojej próby. Mimo wszystko dalej próbuję, bo chcę być „małym Chrystusem”. Jezus rygorystycznie przestrzegał prawa. Czy czyni to ze mnie lepszego chrześcijanina? Sam nie wiem, chyba jednak nie, ale warto próbować … .

IV. Moje przeżycia duchowe.

Miałem ich kilka i każde z nich zmieniło coś w moim życiu chrześcijańskim. Po doświadczeniu osobistego przeżycia obecności Bożej nie jest możliwe pozostanie takim samym, chyba, że je zupełnie odrzucimy.

Czy jest możliwe chrześcijaństwo nominalne, statyczne? Nie wiem! A może wiem, ale nie osądzam. W Starym Testamencie czytamy, że Izrael miał do wyboru, istniejące równolegle w odległości ok. 6 km od siebie dwa ważne miejsca. Namiot Przymierza (Mojżesza) – miejsce, w którym nominalnie przestrzegano prawa z ofiarami za grzechy i Przybytek Dawida – miejsce wolności w Bożej łasce i Bożej obecności, bez ofiar za grzechy.

Pan Bóg się nie zmienia, dzisiaj też możemy wybrać między życiem w wolności dzieci Bożych, a życiem religijnym. Wiem, że w prawdziwym chrześcijaństwie są konieczne osobiste przeżycia duchowe, które nie pozwalają byśmy pozostawali w tym samym miejscu naszego rozwoju i dojrzałości chrześcijańskiej.

Każda z wymienionych odpowiedzi, czyli: wychowanie chrześcijańskie, przestrzeganie zasad wyznania wiary chrześcijańskiej, prowadzenie dobrego życia i przestrzeganie zasad moralnych w świecie oraz osobiste przeżycia duchowe jest dobra, jeśli jest zbudowana na biblijnym fundamencie. Jednak jeśli ograniczymy się tylko do nich, to stanowczo za mało, by być lepszym chrześcijaninem.

Czy jest więc jakiś test, który da odpowiedź na pytanie: Czy moje poczucie bycia chrześcijaninem jest prawdziwe? Jest i sprowadza się do szczerej odpowiedzi na pytanie: W jaki sposób reagujemy na próby wiary?

Jeśli byłem religijny, to miałem spokój, bo uspokajała mnie moja religijność. Przyszły próby, to moja religijność nie dała odpowiedzi na moje problemy! Kiedy dotyka mnie poważny problem, doświadczenie wiary, to ani moja dobroć, ani moralność nie jest w stanie podnieść mnie na duchu. To, że wyświadczyłem komuś dobrą przysługę, czy wsparcie też nie stanowi antidotum na mój problem.

Prawdziwym testem naszego osobistego chrześcijaństwa jest próba wiary i naszego zachowania wtedy, gdy wszystko się wali, sprzeciwia, zostajemy bez pomocy i sami nie możemy nic zrobić.

W jaki sposób przechodzę przez próby, jeśli uważam, że jestem prawdziwym chrześcijaninem? Poniższy fragment daje odpowiedzi na to pytanie.
(Dz 4:23-31): „A gdy zostali zwolnieni, przyszli do swoich i opowiedzieli wszystko, co do nich mówili arcykapłani i starsi. Ci zaś, gdy to usłyszeli, podnieśli jednomyślnie głos do Boga i rzekli: Panie, Ty, któryś stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest, któryś powiedział przez Ducha Świętego ustami ojca naszego Dawida, sługi twego: Czemu wzburzyły się narody, A ludy myślały o próżnych rzeczach? Powstali królowie ziemscy i książęta zebrali się społem przeciw Panu i przeciw Chrystusowi jego. Zgromadzili się bowiem istotnie w tym mieście przeciwko świętemu Synowi twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i plemionami izraelskimi, aby uczynić wszystko, co twoja ręka i twój wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało. A teraz, Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól sługom twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez imię świętego Syna twego, Jezusa. A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże.”

Chrześcijanie z tego fragmentu Bożego Słowa, w trakcie wielkich doświadczeń, wiedzieli co robić:

wołali szczerze do Boga,
modlili się z wiarą do Stworzyciela i Wszechmogącego Boga,
mieli świadomość sprzeciwu i oporu,
trwali w pewności, że Bóg odpowie na modlitwę w cudowny sposób,
oczekiwali na Bożą odpowiedź i doczekali się Bożej odpowiedzi,
zostali wyposażeni do dalszej pracy chrześcijańskiej.

Modlitwa wiary nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Pewnie znamy to z własnego doświadczenia. Modlimy się, gdy mamy problem, ale zaraz przychodzą wątpliwości. Czy to ma sens? Czy ktoś mnie słyszy? Nawet dochodzi do tego, że próbujemy przekonać samych siebie, że to jednak ma sens. Może ty nie masz takich problemów, żeby przekonywać samego siebie, ja miałem … . Jednak za każdym razem przekonało mnie osobiste Słowo od Boga.

Zadajmy sobie dzisiaj pytanie: Jak wyjaśnić komuś, że mamy całkowitą pewność zbawienia, jaką powinien przecież mieć każdy chrześcijanin? Pierwsi chrześcijanie poznali podstawowy cel chrześcijańskiego zwiastowania – przyprowadzenie człowieka do poznania Boga. To jest właśnie odpowiedź na naszą chrześcijańską pewność i to jest zasadniczy cel chrześcijańskiego zwiastowania – osobiste poznanie Boga.

Jednak z czasem w historii chrześcijaństwa ten cel uległ spłyceniu. Dzisiaj przeważa oczekiwanie tylko na niezapomniane przeżycia duchowe, zamiast oczekiwania na Pana Boga. Ja też oczekuję na przeżycia duchowe, ale chcę mieć pewność, że najpierw przyjdzie Bóg i spowoduje, że Go doświadczę.

Chrześcijaństwo może zapewnić nam duchowe przeżycia, ale przede wszystkim w osobistym poznawaniu Boga. Dzisiaj przeważa nauczanie, że celem chrześcijaństwa jest otrzymanie zapewnienia o przebaczeniu grzechów. Ja też zgadzam się z tym. Ale jest to tylko krok w dobrym kierunku. W kierunku osobistego poznania Boga, co jest równoznaczne z tym, że pozwolimy Panu Bogu, żeby poznał nas. Wyraźnie mówi o tym apostoł Paweł.
(Gal 4:8-9): „Lecz dawniej, gdy nie znaliście Boga, służyliście tym, którzy z natury bogami nie są; teraz jednak, kiedy poznaliście Boga, a raczej, kiedy zostaliście przez Boga poznani, czemuż znowu zawracacie do słabych i nędznych żywiołów, którym ponownie, jak dawniej służyć chcecie?”

Czym charakteryzuje się osobiste poznanie Boga? Oto dwa różne aspekty takiego poznania, ale w żadnym wypadku nie wykluczające się wzajemnie.

1. Zwracamy się do Pana Boga jak do najbliższej nam Osoby i mówimy o Bogu jak o bliskiej nam Osobie.

Niektórzy uważają, że modlitwa do Pana Boga jest sama w sobie wartością. Mówieniem o pięknych rzeczach w pięknych słowach i to sprawia, że czujemy się lepiej. Może i tak! Z mojego doświadczenia Boga i przypuszczam nie tylko mojego, wynika, że zdecydowanie lepsze rezultaty daje modlitwa wiary, w której mówimy szczerą prawdę o sobie i naszym osobistym pojmowaniu Boga.

2. Zwracamy się do Boga jak do suwerennego Pana.

Pan Bóg jest despotą. To pojęcie jest dzisiaj wypaczone i ma tylko negatywne znaczenie. Bóg jest despotą w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ustrój oparty na despotyzmie jest dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem, że rządzi nami właściwy despota. Problemem jest tylko to, kto jest tym despotą.

Nie demokracja, ale teokracja, czyli Boży despotyzm jest i zawsze był Bożym modelem władzy. Teokracja to despotyczne rządy Boga oparte na Jego świętości i łasce. Czy mamy takie osobiste poznanie Pana Boga? Czy chcemy poddać się pod Boży despotyzm w każdej dziedzinie naszego życia chrześcijańskiego?

Czy zwracamy się do Boga bezpośrednio w godzinie próby i nie tylko w czasie próby? To właśnie odróżnia osobiste chrześcijaństwo od osobistej religijności. Chrześcijaństwo nie jest religią. Religia jest oszustwem, zwiedzeniem.

Chrześcijaństwo jest dobrowolnym, osobistym wyborem Bożego despotyzmu w naszym życiu z konsekwencjami na wieczność. Czy mamy takie osobiste poznanie Boga? Czy potrafimy bezgranicznie zaufać Panu Bogu bez względu na okoliczności?

Żeby modlić się z pewnością Bożej odpowiedzi musimy nie tylko wierzyć w Żywego i Wszechmocnego Boga, ale przede wszystkim Go oczekiwać w naszym życiu. On zawsze chce się nam osobiście objawić, byśmy Go doświadczali i poznawali. On tylko czeka na nasze prawdziwe i szczere pragnienie poznania Go.

Czy znasz osobiście Żywego Boga? Pragnij tego. Pan Bóg powiedział wyraźnie do każdego z nas.
(Jer 33:3): „Wołaj do mnie, a odpowiem ci i oznajmię ci rzeczy wielkie i niedostępne, o których nie wiesz!”

Powiedział także do każdego z nas.
(Heb 12:26-27): „Ten, którego głos wtenczas wstrząsnął ziemią, zapowiedział teraz, mówiąc: Jeszcze raz wstrząsnę nie tylko ziemią, ale i niebem. Słowa: „Jeszcze raz” wskazują, że rzeczy podlegające wstrząsowi ulegną przemianie, ponieważ są stworzone, aby ostały się te, którymi wstrząsnąć nie można.”

Czy po Bożym wstrząsie w naszym życiu zostaną tylko te dziedziny, którymi już nie trzeba wstrząsać?

Czy poddaliśmy już wszystkie dziedziny naszego życia pod Boże potrząsanie?

Czy jesteśmy gotowi być w Bożym Królestwie, w którym nic już nie podlega wstrząsaniu?

To są prawdziwe pytania o nasze osobiste chrześcijaństwo, które wymagają od nas szczerych i osobistych odpowiedzi.

Po osobistym spotkaniu z Panem Bogiem nie można pozostać takim samym. Chrześcijaństwo to indywidualny i świadomy wybór życia w Bożej obecności już teraz i z konsekwencjami na wieczność. Jednak musimy dokonać tego wyboru!

Bogdan Podlecki