Świadectwo Gosi

Jak Bóg chronił dziecko,…które kiedyś miało Go poznać?

„Ty jesteś ochroną moją, strzeżesz mnie od ucisku, Otaczasz mnie radością wybawienia.” (Ps. 32,7)

Miałam pięć lat, a pamiętam to do dziś…
Po prostu od tego dnia wiem, że sam Bóg mnie ochraniał i strzegł.

Cała moja rodzina to katolicy, zaangażowani w służbę Kościoła. Mieszkaliśmy w domu rodzinnym mojego taty wspólnie z dziadkiem i babcią. W tamtych czasach żyliśmy przeciętnie jak większość polskich rodzin,rodzice pracowali w zakładach, bracia chodzili do szkoły ja zostawałam z babcią i dziadkiem w domu.

Pewnego dnia bawiłam się z dwoma dziewczynkami z sąsiedztwa, było to zimą i poszłyśmy do ich ogrodu, gdzie mieli mały staw. Wtedy był zamarznięty i mogłyśmy się fajnie ślizgać. Zabawa była świetna, one miały mnie pilnować, bo były starsze ode mnie, ale wiadomo jak to w życiu bywa, było wesoło i nikt z nas nie pomyślał, że na stawie są zrobione przeręble. Właśnie w jedną z nich wpadłam. Nawet nie zdążyłam krzyknąć – nagle znalazłam się pod wodą i lodem…

Kiedy dziewczyny zorientowały się, że mnie nie ma, to zobaczyły w ostatniej chwili moje warkocze, jak pływały po wodzie. Złapały za włosy i wołały o pomoc. Akurat przejeżdżał drogą obok mój kuzyn na rowerze i usłyszał krzyki. Zareagował szybko i mnie wyciągnął.

Zaniósł mnie do swojego domu i zawołali moją mamę. Byłam bardzo wyziębiona i wystraszona. Napiłam się dużo wody. Wszyscy ratowali mnie tak, jak umieli.

Dziś wiem, że to dzięki Bogu zdążyli mnie wyciągnąć, że żyję, a wtedy nie byłam nawet chora… Mama cieszyła się, że córka żyje, i że właśnie w tym czasie przejeżdżał tamtędy mój kuzyn… Ona jeszcze wtedy nie wiedziała, że Bóg jest taki realny w życiu ludzi…

Po roku zamieszkaliśmy już w swoim domu w następnej miejscowości. Naszymi najbliższymi sąsiadami byli ludzie, którzy mocno i głęboko wierzyli w żywego Boga i opowiadali o Nim mojej mamie.

Po jakimś czasie mama przyjęła Jezusa do swojego życia i serca, w tamtych latach nie była to łatwa decyzja, musiała się liczyć z odrzuceniem przez najbliższych, znajomych i Kościół. Była często bita i wyśmiewana, głównie znęcał się nad nią mąż.

Nastał taki dzień, kiedy w naszym domu opowiadała o Bogu pewnej kobiecie, a ja w tym czasie bawiłam się z innymi dziećmi na dworze. Bawiliśmy się w berka i ja wybiegłam wprost na samochód jadący prawidłowo ulicą. Przeleciałam po masce na drugą stronę i upadłam do rowu.

Kierowca był w szoku – myślał, że zabił dziecko, wszyscy wybiegli z auta, inni z domów, a ja… po chwili wstałam i powiedziałam: Nic mi nie jest i nic mnie nie boli, chcę iść do mamy!

Po chwili obserwacji stwierdzili, że mi naprawdę nic się nie stało i wróciłam do domu. Weszłam cicho i poszłam do pokoju, do łóżka, a mama nadal siedziała i rozmawiała z tą kobietą.

Dopiero jak przyszedł mój starszy o trzynaście lat brat, wszystko opowiedział mamie, a ona zaraz, jak to matka, pooglądała mnie całą i pozostało jej tylko podziękować Bogu za cudowne ocalenie jedynej córki.

Tylko Bóg wiedział, że ja za kilka lat przyjmę Go do swego serca i życia i pójdę za nim gdziekolwiek On mnie poprowadzi…

Wierzę, że od niemowlęctwa Bóg ochrania tych, których wybrał i przeznaczył do zbawienia. Takich przykładów w moim życiu jest bardzo wiele.

Teraz po przeszło trzydziestu latach życia z Bogiem, kiedy sama mam czwórkę dzieci, widzę Boże działanie w ich życiu od urodzenia.

Pierwszy syn po ciężkim kleszczowym porodzie, miał bardzo małe szanse na przeżycie (3 punkty w skali Agpar), lekarze nie dawali mi nadziei. Mówili, że jeśli przeżyje, będzie bardzo chory, albo całe życie spędzi na wózku, że nie będzie mi łatwo!

Jednak mój Bóg miał inny plan dla mojego dziecka. Dawid skończył 24 lata jest zupełnie zdrowy, uczył się, teraz pracuje. Jednak dla mnie jest najważniejsze, że całym sercem kocha Boga i za nim idzie… ale jak do tego doszło opisał on sam w swoim świadectwie – możesz je przeczytać klikając tutaj.

Wierzę, że dla wielu osób w tym świecie Bóg ma cudowny plan, tylko musimy Mu zaufać, oddajmy Mu w modlitwie naszych najbliższych i czekajmy na Boże działanie w miłości i nadziei…

Gosia